środa, 6 sierpnia 2014

Light today

Jedynym powodem, abym mogła czuć się nieswojo, kiedy kolejny raz zgubiliśmy drogę do Wierre-Effroy, było to, że nie rozumiałam w dużym stopniu tego, co mówiła do mnie pani G., prowadząca samochód (taki sam, jakim jeżdzą moi rodzice). Czwórka francuskich dzieci na tylnych siedzeniach wysysała radość z cukierków, którymi je częstowałam, chyba, że któreś z nich pluło nimi akurat w dowolnym kierunku.

Moją kompetencję językową ocenia się dość dobrze, ale na pewno nie jestem w stanie w stu procentach odkodować fali francuskiego monologu, który płynie wartko z ust pani G., kiedy emocje zaprowadzą jej myśli w stronę Teściów. Teściowie stanowią temat zawikłany, trudny, nawet bolesny- niskie ciśnienie i wysiłek poświęcony koncentracji spowodował, że poczułam to wszystko tak wyraźnie, że jeśli udało mi się przenieść to na wyraz twarzy i ton nieustającego ,,mhm'', nie mam się o co martwić- mogła się nawet nie zorientować.

Było chłodno, szaro, wietrznie i chwilami zapominałam, że nie jestem tam, gdzie zostawiłam serce (kiedy po nie wróciłam rok później, wiedziałam, że nic już nie wskóram). Niebo było tak szkockie, jak tylko mogłam sobie to wymarzyć, tak zasłonięte chmurami, jak zasłaniałam je z nadzieją w mojej głowie przez kilka ostatnich, upalnych dni wypełnionych pracą.

Byłam pewna, że znowu nie zrozumiałam. Dzieci też mówią szybko, seplenią i robią błędy. I najczęściej wybierają jedną z dwóch opcji: robią to szeptem albo krzykiem. Tym razem mały Vianney odezwał się całkiem spokojnie i- o dziwo- powiedział, co miał powiedzieć, tylko raz. Zabrzmiało to tak dziwnie, tak nieodpowiednio (pamiętajmy, że dalej krążymy w okolicach Teściów), że zareagowałam dopiero po kilku długich sekundach i po spoglądnięciu na wiejski pejzaż przez wysokie szyby samochodu. Je pense que le ciel est en train de dormir. I wtedy poczułam, że dostałam nagrodę za wszystkie ostatnie wysiłki, jak matka, której nieokiełznane dziecko przychodzi się przytulić, i ma te malutkie łapki, te słodkie buciki i szczerbatą buźkę, a przecież nie można się gniewać na kogoś, kto ma taki piegowaty nosek po babci. To właśnie poczułam. I to, że muszę znowu pisać.